Pandemiczne ruiny
Nawet nie sądziłam, że tak dużo czasu minęło odkąd zawitałam tu po raz ostatni. Tytuł tego posta wybrałam z dwóch powodów: wprowadza dramatyzm i jest adekwatną metaforą do tego gdzie byłam i co widziałam, ale również do całej tej sytuacji, która kula się z nami już od zeszłego roku - znienawidzonego 2020.
Zacznę od tej lepszej strony, literalnej, a mianowicie ruin zamku, który nie dość, że leży bardzo blisko mojego miejsca zamieszkania, to jeszcze trafiłam tam zupełnie przypadkiem. Jak to mówią, spontany są najlepsze.
Zamek Archevêgues (Château des Archevêgues) może być gratką dla ludzi, którzy lubią naturę, spokój i... ruiny. Nie jestem jakąś wielką fanką historii, ale właśnie takie miejsca napawają mnie dziwną ekscytacją i rozpoczynają nieskończoną refleksję na temat kruchości naszego życia i naszego świata. To co dzisiaj bowiem jest dla nas pewnikiem, w przyszłości może okazać się jedynie zapomnianym kawałkiem muru, gdzieś tam, daleko na wzgórzu.
Najprawdopodobniej są mury z XI wieku zbudowane przez pierwszego lorda tutejszych ziem i stanowiące jedynie małą część ówczesnego, majestatycznego zamku. Niestety, tak jak historie wielu okazałych budowli, ten okaz nie okazał się być wyjątkiem (co z resztą widać).W roku 1409, bracia Torchefelon podpalili go gdy toczyli wojnę o władzę z ówczesnym właścicielem Thibaudem de Rougemontem, aby po odbudowie do jego poprzedniej formy znowu zostać zniszczonym w Wojnie Religijnej.
Od roku 1996, kilku lokalnych farmerów zdecydowało się posadzić na zboczach zamku winorośle i kontynuować dziedzictwo winotwórstwa na tych terenach.
No tak, a teraz jak niby post o ruinach starego zamku ma odnieść się do mojej współczesnej rzeczywistości. Po pierwsze, jak już wspomniałam wcześniej, moim zdaniem sytuacja z pandemią Covid-19 po raz pierwszy pokazała naszej generacji, że niezniszczalni nie jesteśmy. Starsi pamiętają wojnę, a my co? Życie bez Internetu?
Rok 2020 wytknął swojego palucha i uświadomił tym nieuświadomionym, że jesteśmy tylko ludźmi (czytaj: również zwierzętami) i tak jak my jesteśmy w stanie niszczyć i zabijać wszystko dookoła, tak nas jest w stanie coś kontrolować i zmieść z powierzchni tej planety.

Drugą sprawą jest ten blog i kanał na YouTube który go dopełnia (po ponad 6 miesiącach braku aktywności Internet pewnie uważa je za ruiny). Powiedziałabym "wracam", ale tak naprawdę do czego? Nie ma nigdzie schematu odpowiedniego blogowania, chyba że chcemy się zaprzyjaźnić z algorytmami wyszukiwarek i piąć się po szczebelkach. Nawet dla tych, którzy to rzeczywiście robią jest to długa droga i nie dana każdemu. Dlatego jak mnie nie ma to jestem... w prawdziwym życiu.
Tym pozytywnym akcentem "(nie)powrotu" pragnę oznajmić wszem i wobec, że posty na blogu znowu zaczną się pojawiać. Nieregularnie, ale będą. Nie chcę robić ich z niechcenia albo na siłę ponieważ gdzieś tam, wisi nade mną wyimaginowana presja. Życie jest za krótkie żeby się przejmować, dlatego jeżeli mam twórczy zjazd to przestaję tworzyć do momentu aż motywacja sama się zbuduje, cegiełka po cegiełce. I NIE MA W TYM NIC ZŁEGO.
O właśnie! Na siłę można co najwyżej wsadzić sobie palec w d..., jak to ktoś kiedyś powiedział.😉 I nie ma się co zmuszać do niczego, bo często da się odróżnić treści robione "na siłę, byle były" od tych tworzonych z zapałem, werwą i pasją.
OdpowiedzUsuńPS Tytuł wpisu bardzo udany!😄
Fajnie o tym przeczytać. Zdecydowanie zazdroszczę takich wycieczek i podróży, bo sam chętnie gdzieś bym pojechał. Znasz może jakieś miejsca, w których można popływać kajakiem. Czy jest jakiś dostęp do takich akcesoriów dla bezpieczeństwa, takich jak kamizelka pneumatyczna ? Nie ukrywam, że bardzo często rozważam jakieś nowe miejsca, bo lubię pływać.
OdpowiedzUsuńCześć! Bardzo zachęcam do podróży lokalnych i wejście w buty turysty w miejscu, które wydaje nam się znane. Co do kajaków to każda firma oferująca spływy kajakowe oraz wypożyczenie wszelakiego sprzętu do pływania musi oferować również kamizelki. W przeciwnym razie, mogliby mieć problemy w prawem i ubezpieczeniem w razie wypadku. Bardzo polecam Gorges du Verdon. Ostatnio też spływałam po Gorges de l'Ardèche. Każde miejsce ma w sobie swój urok. Dziękuje za Twój komentarz i miłej niedzieli! :)
OdpowiedzUsuń